Ku czci dostarczycieli emocji

Pomniki sportowe. W Polsce rzadkość, na Zachodzie od dawna sprawa oczywista. Oto krótka historia monumentów dotyczących dziedziny życia wciąż zaniedbywanej przez sztukę.

Piotr Chłystek

Rywalizacja sportowa to pełna wykładnia ludzkich możliwości. Od stuleci zachwycamy się walką zawodników z własnymi ułomnościami, z rywalami, z przeciwnościami losu. Jednak coraz rzadziej w uznaniu dla ich wyczynów i zasług wystawiamy im pomniki. A przecież w czasach antycznych było zupełnie inaczej. Starożytna Grecja była miejscem narodzin rzeźby sportowej, choć już wcześniej ta dziedzina życia nie była obca artystom. To właśnie tam, jak pisze profesor Wojciech Lipoński, zyskała ona pełną autonomię artystyczną i tematyczną[i].

Dyskobol, kopia wg Myrona, fot. Livioandronico2013
Dyskobol, kopia wg Myrona, fot. Livioandronico2013

Sława i hańba
Wszystko ze względu na organizowane w Olimpii igrzyska ku czci Zeusa, ale też wiele innych zawodów. Ich triumfatorów nagradzano m.in. poprzez sztukę. Zwycięzca miał prawo do epinikionu, czyli ody na swoją cześć, oraz pomnika w specjalnej galerii zwycięzców przy stadionie. Wśród rzeźbiarzy najsłynniejszy był Myron z Eleuteraj, żyjący w V wieku p.n.e. autor być może najwspanialszej rzeźby dyskobola, i Poliklet, tworzący w połowie V wieku p.n.e. Walczącym nieuczciwie wystawiano za to pomniki hańby – zanes. W Olimpii obok galerii zwycięzców istniał „szpaler wstydu”, utworzony właśnie z nich.[ii] Później jednak zły wpływ na rzeźbę sportową miało przejęcie i wypaczenie olimpijskiej tradycji przez Rzymian. Dopiero odrodzenie igrzysk pod koniec XIX wieku i wskrzeszenie pięknej idei przez Pierre’a de Coubertina przyniosło pozytywne zmiany. Pomogła w tym także organizacja od 1912 roku Olimpijskich Konkursów Sztuki i Literatury. Co ciekawe, Polska wywalczyła w nich 8 medali, w tym dwa za rzeźbę. Oba zdobył Józef Klukowski, który w 1932 w Los Angeles sięgnął po złoto za „Wieńczenie zawodnika”, a cztery lata później w Berlinie zdobył srebrny krążek za „Piłkarzy”.

Tuż po II wojnie światowej zaprzestano jednak organizacji tego konkursu, ale Polski Komitet Olimpijski do dziś przyznaje „Wawrzyny” w dziedzinie literatury i sztuki jako wyraz uznania i szacunku dla polskich twórców kształtujących humanistyczne wartości sportu i jego wizerunek w społeczeństwie. Mimo to w naszym kraju rzeźba sportowa mocno straciła na znaczeniu. A szkoda, bo jak twierdziła wybitna rzeźbiarka Olga Niewska „tematy sportowe nastręczają artyście ciekawe zagadnienia rzeźbiarskie, psychologiczne, wreszcie ma się do czynienia z naprawdę pięknymi modelami”.[iii] Widocznie jednak niewielu podziela opinię artystki, która zazwyczaj, gdy chciała stworzyć rzeźbę dotyczącą danej dyscypliny, sama zaczynała ją uprawiać! – Ujęcie różnych wysiłków sportowych w rzeźbie nastręcza cały szereg ciekawych do rozwiązania problemów. Artysta musi się liczyć z koniecznością zachowania w rzeźbie równowagi, wówczas gdy ciało sportowca w najbardziej charakterystycznych i pięknych momentach znajduje się w pędzie, wychodząc nie raz z tej równowagi – dodawała Niewska, której prace sportowe nie były tak popularne, jak sama oczekiwała. W zamyśle miały one „stanowić ozdobę skwerów, parków, dekorować korony stadionów, być atrakcją placów przy obiektach sportowych. Miały zachęcać do walki, przyciągać młodzież, zaciekawiać starszych – wspaniałe, tętniące życiem, mocarne postacie atletów, bokserów, łuczników”. A przecież jedynie atleci z czasem zaczęli cieszyć się powodzeniem.

Pomnik Thierry Henry, Londyn, fot. Ronnie Macdonald
Pomnik Thierry Henry, Londyn, fot. Ronnie Macdonald

Inaczej było i jest na Zachodzie, gdzie pomniki sportowe wciąż wyrastają jak grzyby po deszczu. Dobrym przykładem jest Wielka Brytania hołubiąca piłkarzy, nawet tych, którzy jeszcze nie skończyli kariery lub zrobili to dosłownie przed chwilą. Kimś takim jest np. były napastnik Arsenalu Thierry Henry, cieszący się z własnej figury pod londyńskim Emirates Stadium już od ośmiu lat. Królestwem takowych monumentów są jednak przede wszystkim Stany Zjednoczone. W USA niemal pod każdą halą i stadionem znajdziemy posąg słynnego koszykarza, hokeisty, futbolisty czy baseballisty. Warto też zauważyć, że za oceanem te pomniki są niejako ożywiane przez lokalną społeczność. Przykładowo, legenda koszykarskiego zespołu Chicago Bulls Michael Jordan, której wspaniała figura stoi przed United Center, gdy w hali ważny mecz rozgrywają hokeiści miejscowych Blackhawks, „przywdziewa” strój tego właśnie zespołu. Fanów, którzy przychodzą, by oglądać statuę i zrobić sobie przy niej zdjęcie, naśladując przy okazji ruchy wielkiego zawodnika, nikt nie zliczy. Nad Wisłą coś takiego w zasadzie nie funkcjonuje. Dość powiedzieć, że najbardziej „uspołecznionym” sportowo pomnikiem jest… Kolumna Zygmunta III Wazy, pod którą kibice Legii Warszawa zwykli świętować sukcesy zespołu. Co więcej, przedstawiciele drużyny po zdobyciu mistrzostwa zawsze zawieszają królowi na szyi klubowy szalik.

Uciekający na zachód
Myślami wciąż uciekamy na Zachód, nie tylko w poszukiwaniu sportowych monumentów, lecz także lepszego życia. To samo, zdaniem wielu, czynią członkowie „Sztafety” autorstwa Adama Romana, czyli być może najsłynniejszego sportowego pomnika w stolicy, znajdującego się tuż przy Stadionie Narodowym. Odsłonięte w 1955 roku dzieło w piękny sposób pokazuje lekkoatletów przekazujących sobie pałeczkę w trakcie rywalizacji sztafetowej. Jednak ze względu na czas powstania i ówczesne realia polityczne, mówiono, iż przedstawia „Uciekających boso na Zachód” i tak też nazywane bywa do dziś. Są ku temu podstawy, w końcu panowie rzeczywiście podążają w tym kierunku.

Pomnik Kazimierza Górskiego, Warszawa, fot. Escottf
Pomnik Kazimierza Górskiego, Warszawa, fot. Escottf

Przed Stadionem Narodowym od niedawna, bo raptem od czterech lat, znajduje się także pomnik Kazimierza Górskiego wykonany przez Marka Maślańca. Nazywany „Trenerem Tysiąclecia” były selekcjoner naszej reprezentacji piłkarskiej mógł zostać podwójnie upamiętniony, ponieważ już w 2012 roku decyzją Sejmu postanowiono, że obiekt będzie nosił imię słynnego szkoleniowca. Jednak sponsor obiektu (PGE) nie używa takiej nazwy. Dlaczego? Wyjaśnienia, jeszcze przed podpisaniem umowy z Polską Grupą Energetyczną, przedstawiło Ministerstwo Sportu i Turystyki: „Nadanie stadionowi imienia bez konsultacji z podmiotami zainteresowanymi nabyciem praw do nazwy może prowadzić do pozbawienia przychodów z tytułu naming rights, które stanowią potencjalnie znaczną część wszystkich przychodów z działalności prowadzonej na Stadionie Narodowym”[iv] – mogliśmy przeczytać w komunikacie. Mimo to i tak upamiętnienie Górskiego w Warszawie jest nadzwyczaj godne, gdyż ma on również piękny grób na Wojskowych Powązkach. Podobnie rzecz się ma z Kazimierzem Deyną.

Pomnik znakomitego pomocnika Legii Warszawa znajduje się tuż obok stadionu przy ulicy Łazienkowskiej, a w czasie gdy go odsłaniano, na Wojskowe Powązki z USA trafiły jego prochy. Stolica w najbliższym czasie może liczyć na pojawienie się jeszcze jednego pomnika. Wyjątkowego upamiętnienia ma się doczekać Feliks Stamm – wybitny trener bokserski. Jesienią 2017 roku został już nawet rozstrzygnięty konkurs na pomnik, który wygrał bułgarski artysta Lubomir Grigorow. Jego praca ma stanąć obok Hali Mirowskiej i Hali Gwardii, więc tam, gdzie biało-czerwoni pod wodzą Stamma święcili wielkie sukcesy. Wciąż jednak czekamy na postawienie pomnika.
– To nie koniec naszych działań. Planujemy, aby od pomnika „Papy” (pseudonim Feliksa Stamma – przyp. autora) do Hali Gwardii wiodła droga przez aleję sław polskiego boksu: Jerzego Kuleja, Mariana Kasprzyka, Zbigniewa Pietrzykowskiego, Leszka Drogosza i innych[v] – mówiła Paula Stamm, wnuczka pana Feliksa, podczas ogłoszenia wyników konkursu. Na razie jednak to tylko odległe i trudne do zrealizowania plany. Dobrze, że chociaż na Powązkach Wojskowych stoi już popiersie słynnego szkoleniowca.

I na tym właściwie koniec jeśli chodzi o pomniki sportowe w Warszawie. W innych miastach można je spotkać jeszcze rzadziej. Monumenty piłkarza i trenera Józefa Kałuży w Krakowie czy żużlowca Andrzeja Huszczy w Zielonej Górze to wyjątki potwierdzające regułę. Paradoksalnie dużo łatwiej znaleźć sportową rzeźbę na cmentarzach. Świetnym miejscem do eksploracji pod tym względem są wspominane już Powązki Wojskowe, na których znajduje się m.in. piękny, symboliczny nagrobek (pęknięta bieżnia lekkoatletyczna) mistrzów olimpijskich Tadeusza Ślusarskiego i Władysława Komara. Niestety, na cmentarzach można też trafić na kontrowersyjne formy upamiętnienia.

Najwięcej dyskusji towarzyszyło bez wątpienia Krystianowi Rempale. Żużlowiec Unii Tarnów zginął w wypadku na torze w wieku 18 lat. Pochowany został na cmentarzu w Tarnowie-Mościcach. Ponad rok po śmierci postawiono tam jego pomnik naturalnej wielkości. Uwagę wszystkich od razu przykuły trzy wielkie logotypy „Grupy Azoty”, czyli sponsora klubu, które znalazły się na figurze. W związku z tym władze zespołu wydały oświadczenie, w którym czytamy: „Unia Tarnów ŻSSA oświadcza, że ani klub, ani jego Główny Partner – Grupa Azoty nie uczestniczyli w procesie projektowania i wykonywania pomnika. Oba podmioty w żaden sposób nie partycypowały także w kosztach jego powstania. Pomnik, jaki stanął na grobie żużlowca jest w 100 procentach dziełem rodziny. Prosimy o uszanowanie jej woli”.[vi] – Co niektórzy chyba zapomnieli, że był sportowcem, który od dziecka uprawiał ten sport. Krystian był medialną osobą, reprezentował kraj, dlatego dla nas jest to normalne, że mogliśmy mu wystawić pomnik, by o nim pamiętano – napisała z kolei na swoim blogu siostra zawodnika, Martyna Rempała. – Przykro jest nam, że logo „Grupa Azoty” stało się ważniejsze niż sam fakt, że powstała rzeźba. Jak zwykle temat pieniędzy i ciekawość, kto za to zapłacił jest na pierwszym planie. Chcemy Was zapewnić, że wszystkie koszty ponieśliśmy my. Niestety, jak to zwykle bywa zawiść ludzka nie zna granic. Chcielibyśmy podziękować młodym, utalentowanym chłopakom z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie Jackowi Dudkowi i Krzesimirowi Wiater za ogromne zaangażowanie się i piękne wykonanie rzeźby, a także panu Rafałowi Kieć i jego pracownikom za odlew i wykończenie[vii] – dodawała.

Szkoda, że pomników sportowych w Polsce jest tak niewiele, i że często towarzyszą im takie dyskusje. Ci, którzy dostarczają nam tylu emocji i radości zasługują na znacznie więcej. Aby sytuacja uległa poprawie, do pracy muszą wziąć się nie tylko artyści, lecz także, a może przede wszystkim władze miast i klubów sportowych. Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie.

[i] Wojciech Lipoński, Seweryn Lipoński „Polacy na olimpiadach”, Wydawnictwo Publicat, str. 7.

[ii] Wojciech Lipoński, „Historia Sportu”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012, str. 120.

[iii] Wojciech Przybyszewski, „Olga Niewska. Piękno za kurtyną zapomnienia”, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2001, str. 101-103.

[iv] Anna J. Dudek, „Stadion Narodowy bez imienia Kazimierza Górskiego? Ministerstwo woli zarobić na sponsorze tytularnym”, natemat.pl, 13.09.2014.

[v] Przemysław Osiak, „Wiemy, jak będzie wyglądał pomnik Feliksa Stamma”, przegladsportowy.pl, 10.10.2017.

[vi] Tomasz Rabjasz, „Tarnów: pomnik Krystiana Rempały na cmentarzu w Mościcach”, gazetakrakowska.pl, 20.11.2017.

[vii] Mateusz Puka, „Rodzina wyjaśnia skąd pomysł na pomnik Rempały. Zrozumiała decyzja”, przegladsportowy.pl, 21.11.2017.

 

Więcej na ten temat