Dekomunizacja polskich miast i miasteczek

W ostatnich miesiącach co chwilę na pierwsze strony lokalnych mediów trafiają informacje o usunięciu kolejnych komunistycznych pomników. Ma to związek z nową ustawą dekomunizacyjną, nakładającą na wojewodów, lokalne samorządy i prywatnych właścicieli obowiązek dekomunizacji podległych im terenów. Podczas gdy jednym inicjatywa ta wydaje się spóźniona i niepotrzebnie generująca ogromne koszty, inni od lat uważają konieczność przeprowadzenia dekomunizacji przestrzeni publicznej za sprawę najwyższej wagi dla polskiej tożsamości narodowej.

Podobnie jak w przypadku każdej innej silnie zideologizowanej władzy, ważną częścią komunistycznych działań w krajobrazie symbolicznym miast było zarówno pozbywanie się elementów niezgodnych z oficjalną linią partii, jak i – przede wszystkim – stawianie tych ku własnej chwale. W bloku wschodnim wznosiło się niemało, i to nie tylko ogromnych socrealistycznych założeń urbanistycznych czy osiedli z prefabrykatów, ale również niezwykle istotnych dla komunistycznej władzy pomników1. Ściśle łączyło się to z panującym, szczególnie w okresie stalinizmu, kultem jednostki o charakterze quasi-religijnym. Na przełomie lat 40. i 50. socrealistyczne pomniki Lenina i Stalina wyrastały w każdym komunistycznym mieście niczym grzyby po deszczu (w związku z późniejszą destalinizacją, posągi Stalina były zazwyczaj zastępowane przez kolejne pomniki Lenina, do tego stopnia, że w 1994 roku w całej Rosji było ich około 70 tysięcy).

Niedawno zlikwidowany pomnik Wdzięczności dla Armii Radzieckiej w Legnicy. Fot. Aw58.

W Polsce monumentów tego typu nie było aż tak wiele – zamiast nich na centralnych placach wzniesiono multum pomników Wdzięczności Armii Radzieckiej oraz sławiących przyjaźń polsko-radziecką (w całej Polsce naliczono minimum 500 obiektów tego typu). Ze względu na odwilż Warszawa nigdy nie doczekała się pomnika Stalina, mimo iż przez pewien czas w pobliżu trybuny na placu Defilad stała tablica oznajmiająca, że w tym miejscu pomnik taki stanie (zresztą przez wiele lat sam Pałac Kultury i Nauki im. Stalina funkcjonował jako architektoniczny monument; niektórzy wciąż tak go postrzegają i domagają się jego wyburzenia w ramach dekomunizacji przestrzeni stolicy). Lenin i Stalin nie byli jednak osamotnieni w pomnikowym panteonie – przeprowadzano staranną selekcję bohaterów zasłużonych dla partii i komunizmu, którzy nadawali się upamiętnienia i „zmonumentalizowania” oraz do utworzenia niezliczonych symboli i semantycznych elementów oficjalnej pamięci i propagandy w przestrzeni miejskiej. W latach powojennych podobną rolę odegrały również rekonstrukcje dawnych polskich pomników, zniszczonych przez wojska niemieckie – pomniki Mickiewicza, Kopernika czy Chopina przywrócono nie tylko ze względu na tzw. wolę ludu, ale również dlatego, że świetnie nadawały się się do legitymizacji nowej władzy.

Łatwo się domyślić, że wraz z upadkiem komunizmu zaczęły padać również reprezentujące go pomniki. Niektóre dosłownie, jak chociażby pomnik Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie. Jeszcze przed 1989 rokiem zdarzało się, że radzieckie monumenty bywały obiektami ataków, m.in. oblewania farbą, przemalowywania dłoni pomnikowych figur na czerwono lub prób wysadzeń (szczególnie pomników Wdzięczności Armii Radzieckiej, choć pamiętny jest też zamach na pomnik Lenina w Nowej Hucie), ale były to pojedyncze, oraz, zważając na konsekwencje, dość heroiczne akty. Po 1989 roku ludzie zdawali domagać się rozliczenia się z komunistyczną przeszłością, co dotyczyło zarówno sfery publicznej, jak i jej materialnych wyrazów; władza niejako również, choć działania te nie przebiegały szczególnie gorączkowo.

Mówiąc o zjawisku dekomunizacji przestrzeni publicznej, należy pamiętać o zawiłym procesie przemian ustrojowych, które miały w miejsce w Polsce po 1989 roku. Choć rok ten wciąż jest dla Polaków ważną cezurą, pozwalająca oddzielić czasy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej od III Rzeczpospolitej, trudno uznać go za precyzyjną datę graniczną. Sam proces transformacji pod niektórymi względami zaczął się bowiem sporo wcześniej i trwał co najmniej przez całe lata 90., a być może – przynajmniej w pewnym stopniu i według niektórych – trwa do dziś, na co wskazywałoby ostatnie ożywienie dotyczące kwestii niedokończonej dekomunizacji sfery publicznej, w tym również przestrzeni miejskiej. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że dekomunizacja, zgodnie z polityką tzw. „grubej kreski”, nie została zbyt szczegółowo przeprowadzona w ramach transformacji. Obecne problemy i konflikty społeczne są w pewnej mierze efektem braku rozliczenia się z komunistyczną przeszłością wtedy, kiedy miało to sens. Nie należy jednak pominąć przy tym pytania o zasadność dochodzenia sprawiedliwości drogą lustracji – czy nie jest to czasem powielenie metod rozliczanego systemu? Ocenianie przyczyn i okoliczności, w jakich poszczególne osoby decydowały się na wstąpienie do partii czy współpracę ze SB, byłoby dziś niełatwym zadaniem. Jednak sęk tkwi w tym, że problem ten nie przedawnił się, na co najwyraźniej liczono na początku lat 90.; wręcz przeciwnie, z czasem pojawia się coraz więcej głosów odnośnie konieczności przeprowadzenia lustracji sektora publicznego – stąd kolejne próby wcielania w życie uchwał lustracyjnych lub sprzyjających im praw. 1Istotnym elementem historycznych rozliczeń, dotyczących nie tylko PRL, było założenie w 1999 roku Instytutu Pamięci Narodowej, przewodzącego teraz procesom dekomunizacyjnym.

Pomnik Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie, Tygodnik „Stolica”, 1951.

Wielu twierdzi, że dekomunizacja przestrzeni miejskiej również nie została doprowadzona do końca. Choć na początku lat 90. w Polsce zmieniono wiele nazw ulic i placów, a także usunięto większość pomników bezpośrednio kojarzonych z propagandą komunistyczną, zmiany te nie były łatwe do przeprowadzenia, zarówno ze względów administracyjnych, budżetowych oraz dyplomatycznych (oficjalna umowa z Federacją Rosyjską dotycząca miejsc pamięci została podpisana dopiero w 1994 roku), jak i z powodu protestów przyzwyczajonych mieszkańców oraz protestów ideologicznych. Warto przy tym pamiętać, że wbrew częstym wyobrażeniom tego typu wydarzeń, polskim przemianom około 1989 roku, ze względu na ich specyfikę, mimo ogólnego entuzjazmu nie towarzyszyło masowe wychodzenie na ulice i kierowanie skumulowanego gniewu stronę łatwo dostępnych pozostałości po komunistycznym reżimie. Mieszkańcy polskich miast i miasteczek wcale nie rzucali się na monumenty – poza takimi incydentami, jak happeningi w Nowej Hucie, zakończone ostatecznie podpaleniem pomnika Lenina w grudniu 1989 roku i jego późniejszą potajemną rozbiórką przez miasto, nie odnotowano wzmożonej aktywności antypomnikowej. Może wraz z upadkiem komunizmu uznano, że straciły one swoją symboliczną siłę? Może liczono na oficjalne demontaże?

Rozbiórka pomnika Poległym w Służbie i Obronie Polski Ludowej, Warszawa 1991. Fot. Jadamta.

Jak wskazuje Łukasz Zaremba, na polskim gruncie brakuje jednoznacznie ikonicznego obrazu przemian. Najbardziej zapadającym w pamięć obrazem prezentującym transformacyjny ikonoklazm jest zdjęcie rozbieranego decyzją władz stolicy pomnika Dzierżyńskiego, który podczas demontażu – oficjalnie z powodu „budowy metra” – rozpadł się na kawałki ku uciesze zgromadzonego wokół tłumu. Jednak większość przeprowadzonych likwidacji komunistycznych monumentów odbyła się bez zapowiedzi, pod osłoną nocy, bez wiwatujących gapiów. Usunięto wówczas te monumenty, które najbardziej kłuły w oczy – w Warszawie był to m.in. pomnik Dzierżyńskiego, monument Poległym w Służbie i Obronie Polski Ludowej, a także popiersie Marcelego Nowotki czy Juliana Marchlewskiego.

Proces ten nie przebiegał w sposób usystematyzowany – to, czy w danej gminie usunięto pomniki, np. ku czci Armii Czerwonej, zależało od lokalnych ustaleń i często wieloletnich sporów, zapoczątkowanych w latach 90., a nierzadko znajdujących swoje rozwiązanie dopiero w ostatnich latach, tak jak w przypadku warszawskiego pomnika Braterstwa Broni. W międzyczasie monumenty uznawane przez niektórych za „komunistyczne” nieraz bywały przedmiotami ataków w ramach tzw. dekomunizacji oddolnej – wyrażania przez ludzi sprzeciwu wobec danych obiektów symbolicznych poprzez oblewanie ich farbą lub wymalowanie na nich obraźliwych napisów.2 Co jakiś czas pojawiały się również pomysły na kolejne regulacje prawne, mające na celu rozwiązanie sporów i odgórne narzucenie decyzji dekomunizacyjnych. W końcu w 2016 roku Sejm przyjął ustawę „o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy jednostek organizacyjnych, jednostek pomocniczych gminy, budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz pomniki”, wymuszającą m.in. liczne zmiany nazw ulic, a zgodnie z nowelizacją z 2017 roku ustawa została rozszerzona o elementy niebędące obiektami użyteczności publicznej – wojewodowie zostali zobowiązani do zebrania danych o obiektach potencjalnie propagujących komunizm, w efekcie czego do likwidacji zakwalifikowano przynajmniej 500 monumentów i tablic. Nowelizacja nałożyła również na wspomniany już IPN obowiązek opiniowania każdego elementu zgłoszonego przez wojewodów.

Pomnik generała Zygmunta Berlinga przy Moście Łazienkowskim w Warszawie oblany czerwoną farbą, na cokole namalowany znak Polski Walczącej. Fot. Justyna Chmielewska.

Początkowo wstrzymano się z objęciem ustawą pomników ze względu na kontrowersje związane z „innymi ustrojami totalitarnymi” (wśród których wymieniano np. militaryzm pruski czy nacjonalizm ukraiński) oraz w związku z obawami przed gwałtowną reakcją Rosji – w większości przypadków chodzi bowiem o pomniki wdzięczności Armii Czerwonej lub polsko-radzieckiego braterstwa broni. W istocie, po uchwaleniu nowelizacji pojawiły się zarzuty strony rosyjskiej o naruszenie umowy o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji z 1994 roku, choć strona polska utrzymuje, że miejsca pamięci – rozumiane przez stronę polską jako obiekty przycmentarne – pozostaną nienaruszone. Potencjalny konflikt tkwi więc w fakcie, że Federacja Rosyjska rozszerza przedmiot wspomnianej umowy na wszelkie pomniki poświęcone żołnierzom Armii Czerwonej.

Ponadto, przy każdej kolejnej próbie oczyszczania przestrzeni publicznej ze świadectw komunistycznej przeszłości pojawia się problem, co zrobić z jej materialnymi pozostałościami. W wielu krajach postkomunistycznych utworzono parki, w których zgromadzono usunięte z przestrzeni publicznej monumenty. W Polsce rozmontowane komunistyczne pomniki trafiały zwykle do magazynów firm podejmujących się ich demontażu, niektóre zostały przekazane do Muzeum Socrealizmu w Kozłówce lub sprzedane, jak np. posąg Lenina z Nowej Huty. W związku z nową falą dekomunizacyjną IPN ogłosił utworzenie skansenu pomników na wzór węgierski czy litewski, dyrektor placówki zaznaczył jednak, że nie będzie to „komunistyczny Disneyland”, lecz poważny ośrodek edukacyjny. Ostatecznie jednak nie powstanie oddzielny park, lecz specjalna ścieżka edukacyjna przy Muzeum Zimnej Wojny w Podborsku, do którego zaczęto już zwozić pierwsze eksponaty, w tym m.in. niedawno usunięty pomnik Wdzięcznosci Żołnierzon Armii Radzieckiej z Parku Skaryszewskiego w Warszawie.

autorka: Zuzanna Derlacz

bibliografia:
D. Crowley, Warsaw, Londyn 2003.
D. Czarnecka, „Pomniki wdzięczności” Armii Czerwonej w Polsce Ludowej i w III Rzeczypospolitej, Warszawa 2015.
D. Gamboni, The Destruction of Art: Iconoclasm and Vandalism since the French Revolution, Londyn 2007.
P. Śpiewak, Pamięć po komunizmie, Gdańsk 2005.
Ł. Zaremba, Obrazy wychodzą na ulice. Spory w polskiej kulturze wizualnej, Warszawa 2018.

  1. Pierwsza była „gra w teczki” z 1992 roku, późniejszym przykładem jest np. uznana za częściowo sprzeczną z konstytucją uchwała z 2006 roku czy kolejne próby odnowienia tego procesu, podejmowane głównie przez posłów Prawa i Sprawiedliwości. Samej lustracji towarzyszyły również liczne afery i „przecieki”, takie jak słynna „lista Wildsteina” z 2005 roku.
  2. Ważnym precedensem i argumentem dla zwolenników dekomunizacji był zaskakujący wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi-Północ w sprawie zbezczeszczenia pomników Braterstwa Broni oraz Wdzięczności Armii Radzieckiej z Parku Skaryszewskiego. Sędzia uznała, że sprawcy w rzeczywistości nie dopuścili się ich znieważenia, ponieważ obiekty te nie nie mieszczą się w definicji pomnika, jako że „ochronie prawnej podlega obiekt wzniesiony dla upamiętnienia zdarzenia bądź uczczenia osoby, której ta cześć jest należna”. Sędzia, nieco wykraczając poza swoje kompetencje, uznała wręcz, że oba pomniki „powinny ulec rozebraniu”. Co więcej, po odwołaniu prokuratury, w 2015 roku sąd umorzył sprawę, uzasadniając, że oskarżeni „dokonali czynu patriotycznego”. Podobny wyrok zapadł w 2016 roku odnośnie znieważenia pomnika w Pieniężnie – zatrzymany mężczyzna uzyskał odszkodowanie wysokości 5 tysięcy złotych za bezprawne zatrzymanie po przyłapaniu go na skuwaniu liter z komunistycznego monumentu.

Więcej na ten temat